Policyjny nos plus monitoring i... sprawa rozwiązana
21 stycznia do policjantów zgłosił się 14-latek, informując, że na alei Majowej został napadnięty przez nieznanego mężczyznę, który groził mu nożem i zabrał dopiero co kupiony bardzo drogi telefon komórkowy. Jeden ze śledczych zaczął młodzieńca rozpytywać i... coś mu w jego historii nie pasowało...
Nastolatek zaczął zmieniać miejsce napadu. Kluczył też w sprawie kierunku, z jakiego nadszedł i w którym uciekł sprawca. Po chwili dodał, że w miejscu zdarzenia spotkał dwóch kolegów idących do znajomego.
Przesłuchujący policjant zbudował trzy hipotezy. Albo pokrzywdzony zna sprawcę i wie, gdzie on mieszka, albo znajomi, o których wspomniał, „wystawili” go komuś trzeciemu, albo oddał telefon dobrowolnie w ramach rozliczenia finansowego, a potem przestępstwo upozorował i zawiadomił o niepopełnionym czynie.
Policjanci usiedli nad mapami, zaczęli analizować słowa chłopaka i porównywać je z zapisami monitoringów. Wiele rzeczy się nie zgadzało, w tym miejsce przestępstwa (ostatecznie okazało się, że doszło do niego na ul. Wyrzeże Armii Krajowej). Wyszło na to, że pokrzywdzony nie mówił całej prawdy. Zaproszono go więc ponownie, wraz z ojcem, na komendę. Gdy kryminalni poinformowali, do czego doszli, 14-latek wyznał, jak było.
Otóż dwaj koledzy kazali mu usiąść na ławce i czekać. Sami mieli rzekomo pójść na chwilę do znajomego (co, jak ustalili już śledczy, nie było możliwe, bo w podanym kierunku nikt nie mieszka). Kiedy zniknęli, pojawił się nieznany chłopcu człowiek z nożem, który odebrał mu telefon. Jak się okazało, koledzy byli ze sprawcą w zmowie i zwyczajnie 14-latka „wystawili”. Chłopiec wiedział o tym, ale bał się donieść na znajomych.
Od tamtej chwili sprawa potoczyła się szybko. Policjanci wyłapali całą trójkę. Sprawcy mają po 16, 18 i 22 lata. U najstarszego z nich (to on groził nożem) znaleziono skradziony telefon. Wszyscy staną przed sądem. Nieletni przed sądem rodzinnym, dorośli, przed sądem karnym, grozi im do 12 lat więzienia.
Kryminalny z gliwickiej komendy miejskiej miał nosa. Jedna z jego hipotez okazała się słuszna. W sprawie bardzo pomógł też miejski monitoring.