WIADOMOŚCI

Zwykła kontrola i co z niej wynikło

Data publikacji 13.02.2024

Nasi mundurowi spotykają się codziennie z setkami ludzi, rozmaitymi sytuacjami, o których nie można powiedzieć, że są rutynowe. Policjant musi zawsze być czujny. Oto jedna z drobnych historii, ilustrująca powyższe twierdzenia. Patrol policyjnych wywiadowców zainteresował się samochodem o małopolskich numerach rejestracyjnych. Rzecz działa się wczoraj późnym wieczorem w Gliwicach, w rejonie gliwickiego lotniska.

Nadmieńmy, że wszystko wskazuje, że w naszym rejonie pojawiła się grupa kradnąca lub próbująca kraść samochody. Nie zdradzimy tajemnicy, informując, że policyjne patrole oznakowane i nieoznakowane kontrolują każdy podejrzany pojazd, szczególnie gdy przemieszczają się nim młodzi mężczyźni. W tym przypadku rozpoczęła się jedna z dziesiątek przeprowadzanych dziennie standardowych kontroli.

Policjanci z nieoznakowanego radiowozu przedstawili się, okazali legitymacje policyjne, podali powód kontroli i poprosili kierowcę oraz dwójkę pasażerów o dokumenty. W tym przypadku kierowca i pasażerka mieli dokumenty tożsamości, natomiast drugi pasażer nie. Podkreślmy, że nie ma prawnego obowiązku noszenia przy sobie dokumentów tożsamości. Istnieje za to prawny obowiązek podania na żądanie policji swoich danych. Młody mężczyzna podał swoje dane. Policjanci w takich sytuacjach mają swoje sposoby na weryfikację danych, dla przykładu, proszą o podanie bardziej szczegółowych informacji. W tym przypadku wyczuli wahanie przy podawaniu jednego ze szczegółów. Kierowca i pasażerka, których dane były sprawdzone i pewne, pytani przez funkcjonariuszy kilkakrotnie - potwierdzali dane kolegi.
Jednak szósty zmysł naszych wywiadowców podpowiadał co innego.

Drążyli  temat i mimo tego, że legitymowany podawał wiele szczegółów, imiona rodziców, nazwisko rodowe matki itp., to nie pamiętał swojego drugiego imienia. Sprawdzenie w policyjnych bazach i porównanie zdjęcia osoby z podejrzanie zachowującym się pasażerem również nie wyglądało korzystnie. Dowódca patrolu zdecydował o zatrzymaniu osoby w celu wyjaśnienia wątpliwości.

Mężczyzna już kajdankach trafił na tylne siedzenie radiowozu i… wtedy przeprosił, podając  prawdziwe dane. Przyznał, że podawał się za brata. Okazało się, że jest ścigany listem gończym i ma zasądzoną karę pozbawienia wolności. Zatem 33-latek trafił do policyjnego aresztu, a stamtąd trafi do miejsca odbywania kary. Jego koleżance wręczono mandat w wysokości 500 złotych za wprowadzenie policjanta w błąd. Podobny blankiet otrzymał kierowca, również  za potwierdzenie fałszywych danych zatrzymanego. Co warte podkreślenia — oboje grzecznie przeprosili za swoje zachowanie.
Dodajmy, że kierowca musi także zapłacić mandat w wysokości 3000 złotych,  jeździł bowiem pojazdem bez ważnego przeglądu technicznego.

 

Powrót na górę strony